wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 2

Minęły dwa tygodnie. Zawartej w domyśle umowy między Jinem, a Namjoonem obydwaj skrzętnie przestrzegali. Od pamiętnej imprezy unikali się jak ognia, mimo iż wieść o kłótni papuszek nierozłączek szybko rozniosła się po całej szkole. 

Jin może i nie miał już za sobą bodyguarda, ale i tak nikt nie odważył się odezwać do niego słowem, co w pewien sposób sprawiało mu ból. Nagle został całkiem sam, jednak rozmyślanie nad swoją nieposkromioną dumą i mentalne lanie się po pysku zabierało mu tyle czasu, że nie musiał zastanawiać się specjalnie nad wrogą aurą, którą roztaczał. Sam Namjoon odszedł na dalszy plan, ponieważ Jin musiał uporać się nie tylko ze smutkiem, ale również z egzaminami semestralnymi.

Grube pliki papierów były ucieczką od zbędnych myśli i słów, które kiedyś wypowiedziała jego babcia, a które nieustannie dźwięczały mu w głowie. "Pierwsza miłość zazwyczaj źle się kończy...". Czemu matka jego ojca musiała być tak mądrą kobietą? 

Seokjin pokręcił smętnie głową i kolejny raz prześledził dokładnie treść jednej ze stron książki. Powtarzał materiał do egzaminu i myślał, że nikt mu w tym nie przeszkodzi, dopóki nie usłyszał dziwnego dźwięku. Zwrócił się zdziwiony w stronę okna i dostrzegł, że w ułamku sekundy na jego powierzchni rozbija się mały kamyk.

Chłopak podszedł do drewnianego parapetu i rozwarł zszokowany powieki, kiedy pod wysokim drzewem zobaczył dobrze mu znaną postać. Uchylił szybko okno.

- No, w końcu, panie przewodniczący- usłyszał nieco kpiący, ale ociekający też dozą zdenerwowania głos.

- Hoseok? Co ty tu robisz?- Jin był pewny, że nie zobaczy więcej znajomego Namjoona.

- Twój chłopak zniknął- chłopak schował ręce do kieszeni bluzy.

- Co?- Seokjin spojrzał na niego jak na idiotę.

- Nikt nie wie, gdzie jest Namjoon.

- Namjoon nie jest...- kiedy starszy pokonał początkową konsternację, natychmiast chciał zaprzeczyć absurdalnym słowom, ale nie zdążył.

- Tak, wiem, wiem. Nie jest twoim chłopakiem. Ale obaj doskonale wiemy, się w nim zabujałeś, więc darujmy sobie prolog do całej tej szopki i przejdźmy do rzeczy- Hoseok przewrócił oczami.- Namjoon zniknął. Myślałem, że przyszedł się z tobą pogodzić, bo cały czas łaził jak jakiś zombi. Od waszego małego przedstawienia na imprezie zachowywał się jak apatyczny gnojek i gnębił się przez to, co zaszło.

- Nie było go u mnie- Jin zmarszczył brwi, nie chcąc wierzyć w słowa drugiego chłopaka. W jego mniemaniu, przez ostatnie kilkanaście dni szkolny bad boy zachowywał się równie arogancko, co dawniej.

- Teraz już to wiem. Napisał mi niedawno, że musi się nad wszystkim zastanowić. Po tym urwał mi się z nim kontakt- Hoseok przygryzł wargę.- Możesz w to wierzyć, albo nie, ale tak przygnębiony był tylko wtedy, kiedy jego matka rozwodziła się z jego ojcem. Jednak różnica polegała na tym, że wtedy miał kogoś, kto sprawnie odciągał jego myśli od problemów- chłopak spojrzał wymownie w górę.

- Co chcesz, żebym zrobił?- zapytał Jin ze ściśniętym gardłem.

- Znajdź go. Wiem, że możesz.

- Niby jak?- Seokjin odwrócił wzrok i przełknął gulę w krtani.- Namjoon nie chce mnie widzieć. Nawet gdybym spróbował się z nim skontaktować i tak by mnie zignorował, a potem pewnie dałby mi jeszcze po pysku.

- Hyung, wiem, że nie uwierzysz nawet jeśli sam Namjoon ci powie, ale naprawdę mu na tobie zależy.

- Dlaczego nabieracie nagle szacunku tylko jeśli czegoś chcecie?- prychnął pod nosem starszy, nie przyjmując do siebie słów Hoseoka, jednak wychodząc posłusznie z akademika...



Jin udał się w miejsce, o którym Namjoon wielokrotnie mu opowiadał. Mała polana na obrzeżach miasta otoczona była niewielkim lasem. Jedno z nieco krzywych drzewch skrywało pod swoją koroną skuloną postać. Ciemna, skórzana kurtka, w którą była ubrana kontrastowała z rzucającą się w oczy bladością skóry.

Seokjin stał w miejscu przez kilka dobrych minut, zanim zrobił choćby jeden krok. Serce waliło mu jak szalone, kiedy zbliżył się do siedzącego chłopaka. Pomimo dręczącej go wciąż wściekłości, czuł też ból przez wyraz twarzy, która była ukryta częściowo w dłoniach Namjoona. Stanął nad nastolatkiem, a ten nie zauważył nawet jego obecności.

Jin odchrząknął po długiej chwili. Namjoon uniósł głowę i spojrzał udręczonym wzrokiem na chłopaka. Odwrócił jednak wzrok, mając wrażenje, iż chłopak zwyczajnie mu się przyśnił.

- Namjoon- zaczął niepewnie Jin.

- Odejdź- wyszeptał młodszy. 

- Namjoon- powtórzył pewniej Seokjin.- Wracajmy- chłopak dotknął lekko spięte ramię. Namjoon odsunął się od niego.

- Po co?

- Bo wszyscy się martwią- Namjoon prychnął.

- Niby kto? Nie mam nikogo- rozpacz w głosie młodszego była tak przytłaczająca, iż sumienie Seokjina odezwało się głośniej niż kiedykolwiek.

- Masz mnie- wyszeptał starszy i poczekał cierpliwie aż Namjoon na niego spojrzy. Kiedy jednak chłopak nie wykonał żadnego ruchu, Jin westchnął i uklęknął przed nim.- Ja się martwiłem i dalej martwię.

- Czemu? Zraniłem cię- Namjoon spojrzał w końcu w oczy strszego i zrezygnowanym ruchem oparł głowę o brunatny pień.

- Ja ciebie też. To co powiedziałem na imprezie...

- Miałeś rację- młodszy wszedł mu w słowo.- Obiecałem sobie, że nigdy nie upodobnię się do mojego ojca, a nieświadomie stałem się identyczny.

- Co ty wygadujesz?- Jin zmarszczył zszokowany brwi.- Sprowokowałem cię. Zadziałałeś pod wpływem emocji, bo cię... pocałowałem- chłopak zarumienił się lekko, uciekł spojrzeniem w bok i przełknął ciężko.- I za to... przepraszam.

Namjoon pokręcił głową i zaśmiał się. Jego głos przepełniony był goryczą, jednak kiedy znów przemówił, Seokjin zrozumiał, że złość  i wstyd młodszego spowodowane były jego własnym zachwaniem.

- Ty nie rozumiesz. Zachowywałem się jak mój ojciec. Nie mam tu na myśli tego podwójnego sierpowego, na którego zresztą sobie nie zasłużyłeś- Namjoon uniósł powoli dłoń i zbliżył ją do policzka starszego. Z wielkim poczuciem winy i wahaniem przejechał powoli palcami po chłodnej skórze. Ślad, który zostawił na jego twarzy tamtego wieczora zniknął, jednak wiedział, że pozostać miał na zawsze w ich pamięci.- Świadomie raniłem cię od kilku miesięcy. Myślisz, że nie widziałem bólu w twoich oczach, ilekroć przyprowadzałem jakąś dziewczynę?

- Skoro... Skoro wiedziałeś, to dlaczego...- głos Jina stał się nagle nieco piskliwy, kiedy jego serce na nowo ścisnęło zdenerwowanie.

- Bo się bałem- Namjoon odsunął rękę od policzka starszego i przetarł swoją twarz dłonią.

- Czego?- to zabrzmiało bardzo niedorzecznie, zwłaszcza w ustach kogoś, kto nie obawiał się chyba niczego.

- Siebie, ciebie... Od pewnego czasu ja... myślałem o tobie w sposób, który mnie przerażał. Zacząłeś mnie pociągać. Twoje niewinne gesty, szczera troska i nieporadność w oczach... Bałem się swojego ciała i tego, jak na ciebie reagowało.

- Co ty wygadujesz?!- Jin przysłuchiwał się młodszemu zszokowany. Chyba oboje zwariowali. Namjoon dlatego, że wygadywał takie głupoty, a Jin dlatego, że w jego sercu zakiełkowała nagła nadzieja.

- Hyung, zacząłem cię pożądać i nie chciałem, żebyś coś zauważył. Wszystkie te dziewczyny i wtedy na imprezie...- Namjoon spuścił zawstydzony głowę.- Specjalnie cię raniłem.

- Dlaczego... Nie, ty... Nie mówisz prawdy...- Seokjin opadł ciężko na ziemię i walczył z samym sobą. Nie wiedział, czy powinien uwierzyć Namjoonowi, znienawidzić go, czy może spróbować... Nie. Namjoon musiał mówić to wszystko z litości.- Nie musisz kłamać, bo źle ci z tym, co zrobiłeś. Wybaczyłem ci i to ja powinienem ci się tłumaczyć. Nie miałem prawa cię pocałować. Zniszczyłem wszystko, co było między nami...

Zapanowała niezręczna cisza. Seokjin nie wiedział w jakie słowa ubrać natłok myśli, a Namjoon czuł się jeszcze bardziej winny przez smutek, jaki na nowo odbił się w czekoladowych tęczówkach. Jin był tak szczerym i z natury dobrym człowiekiem, a przez jego lekkomyślność i irracjonalny strach myślał, że to wszystko stało się przez niego. To tylko dowodziło tego, jak bardzo chłopak był niepewny siebie. Namjoon doszedł do wniosku, iż do tego również się przyczynił.

- Hyung, przepraszam- wyszeptał Namjoon i przygryzł wargę. W jego wykonaniu wyglądało to niesamowicie uroczo i Jin musiał skarcić się w myślach, że nawet w takiej chwili zachwycał się urokiem młodszego.

- Ja... Jak już mówiłem, wybaczyłem ci niemal od razu...

Znów zapanowała niezręczna cisza. Ciężką atmosferę można było ciąć nożem.

- Hyung, jeśli mogę ci to jakoś wynagrodzić...

- Chciałbym tylko... Moge zadać ci pytanie?- Namjoon przytaknął po kilku sekundach.- Czy ty... To, o czym mówiłeś... Czy wciąż... to czujesz?- starszy spojrzał na chłopaka spod rzęs, nie wierząc, że tego typu słowa przeszły mu przez gardło. Namjoon skanował uważnie jego twarz jednak nie odpowiedział.

Zamiast tego pochylił się w stronę starszego i patrząc mu długo w oczy, połączył w końcu ich wargi. Jin był tak zszokowany, że nie zareagował. Po prostu przyjmował biernie delikatną pieszczotę, delektował się lekkimi muśnięciami. To był prawdziwy pocałunek, a każde otarcie ich warg było na to dowodem. Namjoon wsunął niepewnie język do ust starszego, czekając na przyzwolenie. Kiedy odpowiedzią nie był protest, tylko delikatne skubnięcie jego języka, ruch chłopaka stał się bardziej natarczywy. Młodszy pieścił powoli podniebienie Seokjina i widząc, że ten przymyka powieki, a z jego gardła wydobywa się ciche mruczenie, wplótł palce w mieniące się bordem włosy.

Oderwali się od siebie, dopiero, kiedy płuca Jina upomniały się powietrze. Jego policzki błyszczały soczystą czerwienią, a w oczach odbijała się lekka mgiełka niedoświadczenia, ale również niewątpliwe pożądanie.

- Czy to miało znaczyć "tak"?- zapytał Jin zachrypniętym głosem i pomimo zawstydzenia spojrzał młodszemu głęboko w oczy.

- Jak myślisz?

- Myśle, że chyba śnię- wyszeptał starszy.

- Gdyby to był sen, nie czułbyś tego, co zrobiłem ci na imprezie- Namjoon znów ujął policzek Jina, lecz tym razem złożył na nim delikayny pocałunek.

- To sen na jawie- w innym wypadku, Namjoon nigdy nie działaby świadomie na jego serce, rozum i ciało.

- Czy kiedyś miewałeś tego typu sny?- Namjoon przygryzł zaczerwienioną małżowinę. Jin wzdrygnął się lekko, a na jego skórze wykwitła gęsia skórka, kiedy odebrał głos młodszego jako cielesną pieszczotę.- Rozumiem, że tak- usta młodszego rozciągnęły się w nieco kpiącym uśmiechu.

- Dlaczego to robisz?- Seokjin spróbował odsunąć się od rozgrzanego nagle ciała, ale silne ramiona sprawnie mu to uniemożliwiły.

- Bo mam dosyć zaprzeczania samemu sobie- odpowiedział szeptem i odchylił kołnierzyk koszulki starszego. Przejechał językiem po bladej skórze, a Jin zadrżał z trudem zdusił jęk. Jego szyja była niezwykle wrażliwa.

- Będziesz tego potem żałował- wyszeptał starszy, jednak bez przekonania. Pozwolił ułożyć się na zielonej trawie. Namjoon zawisł nad nim i odpiął kilka kuzików jasnej tkaniny.

- Nie będę. Jedyne czego żałuję to to, że do tej pory byłem zbyt głupi, żeby przyznać się do swoich uczuć- młodszy zbliżył usta do piersi Seokjina i przejechał palcami po lekko uwydatnionych żebrach.- Zawsze możemy przestać- wrócił wargami do ust starszego i uwolnił go od wszelkich wątpliwości.




poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Nowy blog.

Założyłam nowego bloga, który skupiać się będzie na serii one-shot'ów(Angels). Yay~smirk~. Hope someone will check my story(once again) and wait for some new shots...


niedziela, 5 kwietnia 2015

Weszołych~~

Chciałabym życzyć wszystkim wesołych, spędzonych w gronie rodzinnym Świąt Wielkanocnych!!
Mokrego dyngusa~~

Rozdział 1

Flashback
- Coś ty powiedział?- zapytał kpiąco jeden z uczniów, a Jin aż cofnął się pod ścianę. Po cholere zgodził się na bycie tym durnym przewodniczącym. Gdyby wiedział, że do jego kompetencji należeć będzie doprowadzanie do porządku jakiś chłystków, prędzej zwiałby gdzie pieprz rośnie.

- Wystarczy, że przestaniecie palić na terenie szkoły- mruknął, przełykając z ledwością. 


Doskonale wiedział, że na ich sumieniach spoczywały znacznie gorsze "grzeszki", ale wolał ich nie wspominać na głos. Nie dopóki między nim, a drzwiami stała zgraja największych rzezimieszków. Chciał żyć, mimo że wiedział, iż nieźle sobie nagrabił, zanim jeszcze zdążył się odezwać.

Wszyscy w szkole mieli wyrobione na jego temat raczej jednolite, oczywiste zdanie. Przewodniczący---> kabel dyrekcji. Mijało się to z prawdą, ponieważ wbrew pozorom, wszystkie sprawy starał się załatwiać sam, bez interwnecji nauczycieli. Jednak w oczach młodzieży pozycja przewodniczącego była niemal piętnem. Nie rozmawiaj, nie zbliżaj się, nawet nie patrz. A wszystko przez jedno, głupie "tak".


Jin spojrzał na zbliżającego się do niego chłopaka z rosnącym strachem w oczach. Jeszcze nigdy piercing, sarkastyczny uśmiech i czarna, skórzana kurtka nie definowały rychłego końca w tak dobitny i okrutny sposób. Jeśli uda mu się wyjść z całego tego bagna z podbitym jedynie okiem i pokiereszowanymi kościami, to albo zmieni szkołę, albo kupi sombrero i spróbuje dokopać się do Meksyku. Może przygarną jednego, zagubionego emigranta. Może jeśli weźmie tamtejszy rząd na litość, znajdzie nowy dom...


Seokjin znów przełknął, zamykając oczy i spodziewając się uderzenia. Czemu nie uciekał? Sam nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. Chyba po prostu resztki dumy, które mu pozostały kazały mu pozostać w jednej pozycji i zachować się, jak na faceta przystało. W takich chwilach wolałby być babą. Przynjamniej znalazłby uzasadnienie swojego tchórzostwa.


Chłopak zacisnął zęby, kiedy pięść zbliżyła się do jego twarzy. Śmiechy stojącej przed nim bandy zagłuszyły bijące szaleńczo serce, które zamarło na ułamek sekundy, kiedy usłyszal dobrze mu znany głos. Był jednak zbyt przerażony, żeby otworzyć oczy.


- Znaleźliście sobie nową zabawkę?- zapytał beznamiętnie głęboki baryton.


- A co, chcesz się przyłączyć?- chłopak, który przymierzał się z pięścią na twarz Jina, spojrzał przez ramię na przybysza. W jego słowach dosłyszalne było lekkie zdenrewowanie.


Nastolatek, który do tej pory opierał się nonszalancko o poręcz starych schodów, odgarnął z czoła pojedyńczy kosmyk niemal platynowych włosów i powolnym, pełnym gracji krokiem zbliżył się do centrum zamieszania. Przyjrzał się uważnie zacisniętym powiekom, ciemnej grzywce i ustom, przy których zatrzymał się na dłuższą chwilę. Wyraźnie drżały. 


Jin myślał wcześniej, że zgraja demonów zajmujących niemal całą przestrzeń wąskiego półpiętra będzie jego zgubą. Jednak szybko skorygował swoją konkluzję. Właśnie stanął przed nim sam diabeł. Miał nadzieję, że z całego zajścia wyjdzie jedynie poobiajny. Teraz pragnął chociaż nikłej szansy na przeżycie.

- Zjeżdżać- Seokjin zacisnął mocniej powieki. 

- Ale...

- Zjeżdżać!

Banda zmyła się momentalnie, a Jin modlił się do wszystkich bogów, których imiona potrafił wymienić, aby móc pójść w ich ślady. Serce zaczęło mu bić jeszcze szybciej, kiedy po długiej chwili ciszy nie wydarzyło się nic, co wgniotłoby go w podłogę, w dosłownym znaczeniu tego słowa. Przełknął, uchylił z wahaniem powieki i aż drgnął zaskoczony. 

W odległości równej może dwudziestu centrymetrom znajdowała się twarz Kim Namjoona- największego bad boya w ich szkole. Nie musiał wszczynać bójek, palić, ani nawet grozić innym, aby wszyscy się go bali. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego kpiący uśmiech, żeby ludzie pokornie ustępowali mu miejsca na korytarzu, czy spuszczali głowy, kiedy się zbliżał. Jin właściwie nie wiedział, dlaczego chłopak zyskał taką złą sławę, ale z oczywistych przyczyn wolal nie zgłębiać tego tematu.

- Więc, panie przewpdniczący, znów jakiś problem?- zapytał kpiąco Namjoon i skrzyżował ramiona na szerokiej piersi. Jin był jak sparaliżowany. Głównie dlatego, że zwyczajnie bał się nastolatka, jednak również dlatego, że ten chodzący w mundurku bandyta od dawna był obiektem jego zauroczenia.- Zapomniałeś języka w gębie?- chłopak oparł rękę obok głowy Seokjina i nachylił się nad nim.

Jin wpatrywał się jak urzeczony w ciemne, pobłyskujące czekoladowym brązem oczy, w podkreślone przez uśmiech dołęczki w policzkach i pełne, rozciągnięte usta.

- Chyba się nie boisz? Ty, który powinien stać na straży porządku? Jesteś trochę zbyt tchórzliwy, jak na takie obowiązki- stwierdził Namjoon i pokręcił z politowaniem głową.- Wiesz, co? Mam dla ciebie propozycję- chłopak strzelił Jinowi lekkiego pstryczka w policzek, a ten przełknął ciężko i pierwszy raz od długiej chwili pozwolił sobie odetchnąć...

End of flashback


- Jak tam lekcje?- zapytał Namjoon, przysiadł na parapecie i zaciągnął się papierosem. Jin wzruszył tylko ramionami i wrócił do lektury.

Wiedział, że Namjoon zapytał tylko z grzeczności, ponieważ tego dnia był w podłym nastroju. Świadczyła o tym ciągła zmarszczka na czole i wypalona do połowy paczka papierosów, których Seokjin nie miał odwagi mu odmówić. Bardzo mu pobłażał, ale tylko dlatego, że i tak nie zdołałby przekonać go do zaprzestania łamania zasad. Poza tym, był mu winny kilka ustępstw. W końcu chłopak zaoferował mu pomoc i od tamtego momentu nie miał problemów z niesfornymi uczniami.

Jin westchnął ciężko, zamknął książkę i podszedł do... przyjaciela? Nie, na to chyba było za wcześnie.

- Powiesz mi, o co chodzi?- zapytał i przyjrzał się uważnie twarzy chłopaka. Z daleka nie było tego widać, ale z tej odległości spora opuchlizna na policzku zwracała na siebie uwagę. Seokjin znów westchnął. 

Namjoon nigdy by się do tego nie przyznał, ale Jin był zbyt uparty, żeby obok tego typu śladów przejść obojętnie. W rezultacie, kilka tygodni temu jego "sekret" wyszedł na jaw. Seokjin szybko pożałował, że był pierwszym, który zbyt wiele zobaczył, ponieważ ojciec młodszego omal nie posłał ich obu do szpitala. Jin długo obwinial się o zaistniałą sytuację, a sam Namjoon jeszcze dłużej odnosił się do niego z nieskrywaną goryczą. Wtedy starszy na powrót zaczął się go bać.

Od momentu zawarcia ich małej umowy, Namjoon zachowywał się jak dobry znajomy, pomagał Jinowi i szczerze się o niego troszczył. Stał się swoim całkowitym przeciwieństwem. Co prawda, nie przestał sprawiać kłopotów, jednak sprawił, że Seokjin zapałał do niego jeszcze większym uczuciem. Sam Namjoon o tym nie wiedział. Przynjamniej do momentu, w którym starszy dowiedział się o uzależnieniu jego ojca i przemocy, którą stosował wobec młodszego i jego matki.

Wbrew pozorom, Namjoon był typem samotnika. Nie zadawał się z ludźmi, jeśli nie musiał, nie wszczynał "nieuzasadnionych" bójek i pomimo faktów, nie chciał się zbytnio wychylać. Oczywistym więc było, że o swoich problemach nie mówił nikomu. Jin był jedyną osobą, która w takim stopniu poznała nastolatka. Na pewno nie wiedział o nim wszystkiego, ale wystarczył mu sam fakt, że mógł spędzać z nim czas. Nie liczył na zbyt wiele, dlatego tak cenił ich każdą wspólną chwilę.

Jin wyszedł do kuchni i wrócil po chwili z kilkoma kostkami lodu zawiniętymi w ręcznik. Ostrożnie przyłożył go młodszemu do policzka i poczekał, aż ten sam go przytrzyma. Namjoon prychnął, jednak uniósł posłusznie ręką. Ich palce zetknęły się na krótką chwilę, a Seokjin miał wrażenie, jakby przeszedł przez niego prąd. Szybko zabrał dłoń, odchrząknął i wrócił na poprzednie miejsce. Po incydencie z jego ojcem, Namjoon przez przypadek dowiedział się o uczuciu Jina. Jednak czym całkowicie zaskoczył chłopaka, nie zmienił swojego nastawienia. Przemilaczał ten fakt, i mimo tego, że świadomość przebywania blisko zakazanego owocu sprawiała starszemu ból, ich relacja nie uległa zmianie.

- Ojciec chciał się ze mną widzieć. Tak to się skończyło- powiedział młodszy w odpowiedzi na nieme pytanie.

- Czemu poszedłeś się z nim spotkać?

- Chyba z ciekawości- Namjoon wzruszył beznamiętnie ramionami.

- Areszt nie jest raczej zbyt intrygującym miejscem- Jin zmarszczył zniesmaczony brwi. 

- Raczej nie powtórzę tego błędu- stwierdził młodszy.- Zastanowiłeś się nad moją propozycją?- zmienił temat.

- Dobrze wiesz, że nie lubię imprez- zwłaszcza tych z dużą ilością alkoholu i innych używek. Namjoon nie kazałby mu pić i na pewno zabrałby go z domu przyjaciela, jeśli ten poczułby się niezręcznie. Jednak Jin nie chiał poznawać innych jego znajomych. 

- Musisz się w końcu rozerwać. Nie robisz nic innego, tylko siedzisz z nosem w książkach. To zaczyna się robić niezdrowe- chłopak wstał z parapetu i spojrzał starszemu przez ramię, żeby zobaczć, co ten właściwie czytał. Biologia. Nuda, jak flaki z olejem.

- Co jest niezdrowego w nauce?

- Tyłek w końcu przyrośnie ci do podłogi.

- Lubie moją podłogę- Jin odłożył książkę i przysiadł na łóżku. Namjoon był zbyt blisko.

- Hyung, proszę~- chłopak przeciągnął ostatnią literkę.

- Szkoda, że zwracasz się tak do mnie tylko wtedy, kiedy coś ode mnie chcesz- mruknął Jin. Westchnął ciężko, przetarl dłonią czoło i kiwnął po chwili głową.- Zgoda. Ale nie będę siedział do końca. Zresztą nie znam nawet twoich znajomych- jeśli będą tacy, jaki Namjoon dla większości ludzi, to raczej nie przypadną sobie do gustu.

- Nie martw się. Nie są tacy źli...




Co go podkusiło, żeby zjawić się na tej cholernej domówce? Sami znajomi Namjoona nie byli może źli, przynajmniej do momentu, w którym procenty nie pozamykały im pewnych szufladek w głowach. Teraz Jin siedział jak ten idiota na jednym z foteli i usilnie starał się znaleźć jakiś punkt w dużym salonie, na który mógłby patrzeć, nie musząc co chwilę uciekać wzrokiem w bok lub w dół. Śliniące się do siebie pary nie były seansem, którym chciał rozpocząć weekend, a jednak, gdzie by nie spojrzał, wszędzie widać było całujących(chyba) się ludzi.

Seokjin westchnął ciężko, kiedy któryś już raz tego wieczora przysiadł się do niego niejaki Hoseok. Chłopak był przystojny, jednak jego wizerunek psuły ciemne kręgki pod oczami, które nie były raczej spowodowane bezsennością i zaczepny uśmiech, który zaczynał być irytujący.

- I jak się bawisz, wasza wysokość?- Jin zignorował kpiące przezwisko i przekręcił oczami. Bawił się tak świetnie, że dupa przyrosła mu do obicia sofy. Wolałby już przyrosnąć do drewnianej podłogi w akademiku.

- Świetnie- mruknął starszy.

- Nasz drogi Namjoon chyba cię porzucił, co?- Hosek nachylił się nad Jinem. Ten niemal natychmiast się wycofał.

- Nic mi o tym nie wiadomo- usłyszeli głos wspomnianego wcześniej chłopaka. Moment, w którym Namjoon stanął za oparciem kanapy był najgorszym, jakego Jin doświadczył przez ostatnie kilka tygodni.

Do ramienia chłopaka przyczepiona była dziewczyna, której ubranie odkrywało więcej niż zakrywało. Była lekko rozczochrana, a jej krótka bluzka ropięta do połowy przykrywała spoczywającą na boku rękę Namjoona. Jin przełknął, odwracając wzrok i podnosząc się z sofy. Wiele razy słyszał, że chłopak przyłapywany był z dziewczynami w raczej jednoznacznych sytuacjach, jednak doświadczenie tego osobiście bolało jeszcze bardziej.

Namjoon doskonale wiedzial, że Jin był w nim zakochany po uszy. Chłopak nie oczekiwał, że młodszy padnie mu w ramiona, ale jeśli zadawał się z nim, zdając sobie sprawę z jego uczuć, mógł nie zachowywać się jak egoista. Nie mógł mu jednak zabronić spotykania się z dziewczynami.

- Dokąd idziesz?- Namjoon zmarszczył brwi.

- Muszę do łazienki- Seokjin miał nadzieję, że głos go nie zawiedzie, jednak ten zadrgał niebezpiecznie.

Jin w ekspresowym tępie pokonał odległość dzielącą go od łazienki i natychmiast zamknął drzwi. Przez chwilę stał bez ruchu. Dopiero po kilku minutach podszedł do umywalki i oparł ręce na jej krawędzi. Spojrzał w lustro. Jego oczy zaszkliły się w zaledwie kilka sekund, a warga zadrżała. Miał ostatnio wahania nastrojów jak baba w ciąży, ale to dlatego, że nie mógł znieść obecności Namjoona, który będąc tak blisko niego, był równcześnie dalej niż cokolwiek innego.

Jin wziął głęboki wdech i odkręcił zimną wodę. Pochlapał sobie nią twarz i znów spojrzał w lustro. Ujrzał w nim zakochanego żałośnie nastolatka, który dosyć miał nieodwzajemnionej miłości. Szkoda tylko, że nie dało się zapomnieć o niechcianym uczuciu. Serce nie sługa, prawda?

- Weź się w garść, idioto- mruknął cicho i zakręcił wodę. Poczekał aż krople spływające mu po twarzy wyschną i wyszedł z łazienki z zamiarem rychłego powrotu do akademika. Niestety, na drodze stanął mu nie kto inny, jak Namjoon.

Dopiero teraz Jin dostrzegł, że jego oczy były lekko zamglone, a twarz zaczerwieniona. Mógłby się założyć, że gdyby odrobinę się do niego zbliżył, poczułby zapach alkoholu. No cóż, tego również nie mógł chłopakowi odmówić.

- Coś się stało?

- Skąd. Po prostu chcę już wracać- powiedział Jin i spróbował wyminąć chłopaka. Jednak ten chwycił go za ramię i skutecznie unieruchomił.

- Czemu?

- Nudzi mi się- "Bo nie chcę oglądać, jak ślinisz się z jakąś jędzą!".

- No weź. Zostań. Powinineś się zrelaksować- Namjoon poklepał go po ramieniu i spróbował wciągnąć na powrót do salonu.

- Nie!- warknął Jin i gwałtownie wyrwał nadgarstek z żelaznego uścisku. Młodszy zmarszczył zdziwiony brwi. Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby Seokjin podniósł głos.

- Co się dzieje?- Namjoon spróbował spojrzeć chłopakowi w twarz, jednak ten uparcie odwracał wzrok.

- Nic- wycedził przez ściśnięte gardło. Emocje kumulowane przez cały ten czas groziły wybuchem. Kto by pomyślał, że aby zburzyć jego samokontrolę wystarczyła zaledwie sekunda i pojedyńczy dotyk.- Po prostu chce wracać- Jin zwrócił się w stronę drzwi. Zdążył zrobić kilka kroków, jednak Namjoon zrobił coś, czego zapewne nie zrobiłby, gdyby nie alkohol w jego krwioobiegu.

Młodszy przyszpilił drugiego chłopaka do ściany i nachylił się nad jego twarzą. Jin zamarł momentalnie, a widząc, że usta Namjoona były tak blisko jego, oblizał swoje, nagle spierzchnięte. Starszy wypuścił drżący wydech, kiedy szerokie, niemal obejmujące go ramiona zakołysały się niebezpiecznie.

- Oj, wybacz- wystękał niewyraźnie Namjoon. Więc jego zachowanie spowodowane było zwykłum zaburzeniem równowagi, a nie... No właśnie, czym?

- Odsuń się- wyszeptał Jin, próbując odepchnąć chłopaka.

- Co się z tobą dzieje? Wcześniej wszystko grało, a teraz znowu zachowujesz się jak su...- Namjoon nie dokończył, ponieważ Seokjin nie mogąc znieść bliskości chłopaka, której ten od początku mu odmawiał, a także obraźliwego słowa, które zamarło mu na języku, stanął na palcach i zrobił coś, czego konsekwencji nie przemyślał.

Czas stanął w miejscu, kiedy Jin połączył ich wargi w krótkim pocałunku, przepełnionym desperacją i nieodwzajemnionym uczuciem. Trwał zaledwie kilka sekund i był jedynie niemal obojętnym muśnięciem, ale dla starszego znaczył więcej, niż kilka przelotnych całusów, których doświadczył, razem wziętych. Pomimo głośnej muzyki, krzyków i nieprzychylnej tego typu zbliżeniom atmosferze, Jin był bardziej niż szczęśliwy. Jednak jego euforia szybko dobiegła końca.

Nagle poczuł ból w policzku i dopiero po chwili zrozumiał, że uderzył głową w ścianę i zsunął się powoli po chłodnej powierzchni. Poruszył zszokowany szczęką, patrząc na Namjoona, na którego twarz występowała wściekłość.

- Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?!- warknął młodszy, a Jin zamrugał. Przepadł. Po tym, co się stało, jego uczucia pokierowały nieskładnymi myślami. Te uformowały słowa, których niestety nie dało się cofnąć.

- Zamieniasz się w swojego ojca?- Jin uśmiechnął się kpiąco, a w kącikach jego oczu uformowały się łzy. Był zbyt roztrzęśniony, żeby przejmować się efektem, jaki te któtkie zdanie wywarło na młodszym. Wargi Namjoona zadrżały, kiedy znów się zamachnął i uderzył starszego w drugi policzek. Po tym na pewno zostanie ślad.

- Ty pieprzona cioto!- wysyczał młodszy. Zaskakujące, w jak krótkim czasie nastrój Namjoona z upojenia alkoholowego zmienił się w plującego jadem gada.

- Jakoś wcześniej nie przeszkadzała ci moja orientacja- stwierdził Jin, wstał i znajdując w sobie obce mu pokłady siły, odepchnął drugiego chłopaka. Ten zatoczył się w tył i z trudem oparł o przeciwległą ścianę.- Sprawianie mi bólu musiało cię strasznie bawić, co?- Seokjin dotknął puchnącego policzka. Jego oczy miotały błyskawice, kiedy tamy bezpowrotnie runęły.- Byłem durniem, wierząc, że może spojrzysz na mnie inaczej, niż na jednego ze swoich kumpli. Łaziłem za tobą jak cień. Opatrywałem rany i wyciągałem z kłopotów. Tylko po to, żebyś zawsze wracał do jakiejś lafiryndy- Namjoon ucichł nagle i wpatrywał się w podłogę.- Bycie choćby twoim przyjacielem wystarczyło, bym zaczął godzić się z tym, co widziałem, ale mam dosyć ryczenia po kątach. Nie będę więcej wchodził ci w drogę i liczę, że odwdzięczysz się tym samym.

Jin poczekał chwilę, jednak, kiedy Namjoon nie odezwał się nawet słowem, chłopak ostatecznie zebrał się w sobie i zwyczajnie wyszedł, pozostawiając oniemiałego z szoku nastolatka w chaosie imprezy i własnych myśli...




czwartek, 12 marca 2015

Daehyun X Youngjae(1)

Dużo wszechogarniającego fluffu! Lepiej umówcie się na wizytę u dentysty!!
Ugh... Jakoś jak pisałam to ręcznie, to wydawało mi się to lepsze. Widać mądre wywody to nie moja działka...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




- Słyszałeś, że Yongguk-hyung i Zelo są już partnerami?- zapytał Youngjae i odchylił lekko głowę w tył. W jego głosie dało się słyszeć lekkie nuty zazdrości.

- Yongguk wszystkich już chyba poinformował- Daehyun uśmiechnął się kpiąco i delikatnymi, okrężnymi ruchami wycierał pióra połyskujące srebrem.

Skrzydła Youngjaea były drobniejsze niż jego własne i bardziej podatne na zranienia. Było to spowodowane młodym wiekiem anioła. W przeliczeniu na ludzkie lata, chłopak mógł być piętnasto- lub szesnastolatkiem. Możnaby powiedzieć, że Youngjae jeszcze długo pozostać miał właściwie anielątkiem. Właśnie dlatego dbanie o skrzydła partnera tak wzruszało Daehyuna. Mokre pióra były ciężkie same w sobie. Uniesienie do tego kilkudziesięciokilogramowego ciała było niemal niemożliwe.

Youngjae oddawał swoje życie w ręce starszego zawsze, ilekroć ten czyścił delikatne pióra. Oczywiście, Daehyun jako istota anielska nie byłby w stanie skrzywdzić nikogo, zwłaszcza swojego partnera. Jednak dbanie o cudze skrzydła było czynnością bardzo intymną i młodszy wykazywał się niesamowitą dojrzałością pozwalając na takie zabiegi. Tym bardziej, że przez większość czasu władzę nad jego rozsądkiem przejmowało odpowiadające rozwojowi niedoświadczenie i dziecinne podejście do życia.

- Jestem zmęczony- mruknął Youngjae i oparł się o ciepłe ramię. Lekko przemoczone spodnie stawały się niewygodne, a siedzenie na krawędzi wanny męczące.

- Prawie skończyłem- Daehyun przetarł "pod włos" krawędź lewego skrzydła, odłożył po chwili ręcznik i objął młodszego w pasie. Złożył na plecach chłopaka pocałunek. Kręgosłup Youngjaea pokrył się gęsią skórką, ponieważ miejsce, w którym skrzydła łączyły się ze skórą było bardzo wrażliwe.

Srebrzyste pióra zadrżały, kiedy młodszy zwrócił się twarzą do partnera. Spojrzał w głębokie jak studnie oczy i przytulił się do chłopaka. Ukrył twarz w zgięciu szyi Daehyuna i westchnął. Statrszy uśmiechnął się lekko i odgranął ciemne kosmyki z czoła Youngjaea, cmokając go lekko w czoło. Nastolatek był strasznym pieszczochem i nie licząc momentów, w których towarzyszyli wspólnie innym aniołom, bez skrupułów i ogródek upominał się o okazywanie mu miłości.

- Nie zasypiaj- wyszeptał Daehyun, kiedy spostrzegł, że młodszy przymknął rozleniwiony powieki.- Zdaje się, że chciałeś spędzić ze mną trochę czasu, a jeśli zaśniesz, nic z tego nie wyjdzie.

- Nawet podczas snu, wciąż będziesz ze mną. Więc co to za różnica?- Youngjae wzruszył ramionami. Partner przebywał z nim do momentu, w którym ten codziennie otwierał rano oczy. Zazwyczaj budził go, obdarzając jego skrzydła pieszczotami lub pocałunkami.

- A taka, że nie będziesz nawet świadomy mojej obecności- mruknął Daehyun.- Jaką mam czerpać radość ze spędzania z tobą czasu, skoro nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, co do ciebie mówię?- starszy pchnął ostrożnie Youngjaea tak, że ten stanął pewnie na nogach. Złożył ciasno opływające amarantem skrzydła i wyszedł z łazienki.

- Czy słowa naprawdę mają aż takie znaczenie?- zapytał młodszy, podążając za partnerem. Daehyun uniósł zdziwiony brew.

- Gdyby nie mowa, jak porozumiewałbyś się z innymi?

- Ale przecież sam często powtarzasz mi, że słowa są zbędne- Youngjae przysiadł na dużym, niemal królewskich rozmiarów łóżku i oparł łokcie na kolanach.

- To prawda, że są momenty, w których czyny mówią więcej niż słowa- Daehyun otworzył jedno z okien, a chłodny wiatr rozwiał jego wilgotne kosmyki.- Ale czy pogodziłbyś się z faktem, że nagle przestałem się do ciebie odzywać?- Youngjae natychmiast pokręcił głową. Gdyby głos jego partnera zniknął pewnego dnia, utraciłby chyba część siebie. 

Spokojne słowa Daehyuna, cichy baryton jakim zawsze nucił ciche melodie były elementem więzi, bez którego świat utraciłby kolory. Nie chodziło tu o same zdania, które starszy anioł wypowiadał, ale o sam fakt, że głos był potwierdzenien istnienia. Przecież w ciemności wzrok tracił swoje znaczenie i tylko głos mógł powiedzieć ci o czyjejś obecności.

Youngjae często budził się w nocy, a ogłuszająca cisza była nie do zniesienia. Zachowywał się wtedy dość egoistycznie, ale budził Daehyuna ilekroć potrzebował ukojenia. Jego partner nieważne jak zmęczony, zawsze był gotów mu je ofiarować. Jego spokojnym pieśniom przysłuchiwały się wtedy wszystkie istoty, które mogły usłyszeć piękny głos. Wszystkie anioły doskonale śpiewały. Anielskie chóry nie wzięły się przecież znikąd. Jednak to Daehyun był twórcą najpiękniejszych melodii w okolicy i serce Youngjaea drgało radośnie za każdym razem, ilekroć uświadamiał sobie, że partner śpiewał zawsze dla niego.

- Poza tym- kontynuował starszy- wiele istot potrzebuje słownej konfirmacji swoich uczuć. Dla nas, aniołów, miłość jest oczywista. Odczuwamy wzajemnie siłę swoich serc, jednak ludzie nie potrafią odczytywać emocji. W każdym razie, nie w takim stopniu jak my- Daehyun podszedł do łóżka i klęknął przed nastolatkiem. Oparł podbródek na jego kolanie i spojrzał w nieco jaśniejsze oczy.- Słowa są nieodłącznym elementem naszego istnienia. Każde z nich kaształtuje naszą wolę i udawadnia nam własną siłę. Gdyby nie możliwość porozumiewania się, wszędzie zapanowałby chaos.

- A jednak słowa ranią- zauważył Youngjae i wplótł palce w ciemniejsze pióra. Pogładził znajdującą się pod nimi wrażliwą skórę, a Daehyun przymknął powieki i westchnął z ukontentowaniem.

- To prawda, że niewłaściwy dobór słów może zranić. Jednakże nawet te najokrutniejsze wypowiedzi są częścią naszego świata i nie da się tego zmienić- starszy uniósł dłoń i przejechał opuszkami palców po lekko zarumienionym policzku.

- Po co ktoś wymyślił słowa, które nie wnoszą nic wartościowego w naszą mentalność?- Youngjae zmarszczył brwi.

- Świat zbudowany jest na zasadzie kontrastu- Daehyun przysiadł obok partnera, a ten od razu oparł się o nagie ramię. Starszy ucałował czubek ciemnej czupryny i objął nastolatka w pasie. Zataczał małe kółka tuż pod żebrami chłopaka, a po chwili zaczął się lekko kołysać.- Wszystko potrzebuje przeciwwagi. Gdyby nie istniała ciemność, światło nie miałoby dla nas tak ogromnej wartości. Nie wyczekiwalibyśmy z taką ochotą wschodu Słońca, ponieważ stałby się przeciętnością. Gdyby nie było zła na świecie, dobro traciłoby powoli by blakło. Życie stałoby się monotonne i nudne. A tak, doceniamy różnorodność, jaką ofiarowuje nam świat.

- Co to ma wspólnego ze słowami, które ranią?- Youngjae wtulił twarz w amarantowe pióra, wdychając zapach polnych kwiatów.

- Gdyby takie słowa nie zostały nigdy wypowiedziane, te, które tak cenimy stałyby się zwyczajne. Utraciłyby swój wyraz emocjonalny, a przykładowo kocham cię byłoby jedynie echem wmieszanym w inne, nic nieznaczące zdania.

- Ale przecież sama obecność jest najlepszym dowodem uczuć.

- Dla niektórych to za mało. Wiele istot potrzebuje okazania miłości poprzez każdy aspekt człowieczeństwa. Poprzez dotyk- Daehyun przejechał ustami od skroni Youngjaea aż do jego szczęki.- Myśli- wrócił pocałunkami do skroni, na którą dmuchnął po chwili ciepłym oddechem. Nastolatek zadrżał.- Wiarę- ułożył rozpostartą dłoń ponad sercem młodszego anioła.- I słowa- wyszeptał wprost do zaczerwienionego ucha. Przygryzł lekko małżowinę, by złagodzić po chwili swoją akcję czułym muśnięciem.- Lubisz, kiedy powtarzam, że cię kocham, prawda?

- Oczywiście- Youngjae pozwolił ułożyć się na chłodnej pościeli. Poruszał przez chwilę skrzydłami, aby znaleźć im dogodną pozycję. Daehyun zawisł nad partnerem, a w przyćmionym świetle księżyca dostrzegł, że twarz młodszego połyskuje lekką bladością, na której tle pełne usta odcinały się wiśniową czerwienią.

- Ja również bardzo cenię każdą chwilę, w której wypowiadasz te słowa- skrzydła Daehyuna rozłożyły się na całej szerokości łóżka, okrywając ich amarantową, puchową kołdrą.

- Wolisz słowa od czynów?- Youngjae przejechał opuszkami palców od uwydatnionego obojczyka, aż do piersi partnera. Uniósł się na łokciach, aby cmoknąć starszego w szyję i pozostawić na niej soczystą malinkę. Nie był tak grzeczny i niewinny, za jakiego wszyscy go brali. Zabawne, że do tej pory nikt nie domyślił się dlaczego Daehyun tak często nosił koszule, kiedy inni aniołowie preferowali swobodę ruchu.

- Każdy aspekt twojej miłości jest dla mnie równie ważny- starszy na powrót ułożył głowę Youngjaea na poduszce i oparł łokcie po obu jej stronach. Ich twarze dzieliły milimetry.- Przyjmę wszystko, co mi ofiarujesz.

- Nawet gdyby była to obelga?- zapytał psotnie nastolatek.

- Gdybyś zaczął używać niecenzuralnych słów, nakarmiłbym cię toną mydła i osobiście wyprał język. Póżniej dorwałbym tego, kto cię ich nauczył i wlałbym mu jodynę do gardła- Daehyun pstryknął Youngjaea w nos.

- Nie jesteś zabawny- mruknął anioł i zmarszczył brwi, kiedy partner połaskotał go za uchem.

- A dla ciebie co jest ważniejsze?- starszy spojrzał zaciekawiony w oczy partnera. Ten wzruszył ramionami.

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Kocham cię wiele dla mnie znaczy, ale dotyk jest dla mnie równie ważny.

- W takim razie, może powinienem pomóc ci w podjęciu decyzji?- wyszeptał Daehyun tuż ponad ustami partnera.

Nie pozwolił Youngjaeowi odpowiedzieć, ponieważ niemal natychmiast złączył ich wargi w powolnym, ale bardzo zmysłowym pocałunku. Nastolatek zarzucił mu ramiona na szyję i przyciągnął do siebie tak, że całe ciało Daehyuna przykryło jego własne. W momencie, w którym młodszy chciał pogłębić pieszczotę ust, starszy anioł oderwał się od niego i patrząc mu prosto w oczy, szeptał na okrągło deklaracje miłości. Jego slowa przeplatane były subtelnymi muśnięciami palców i warg. 

Daehyun zjechał ustami wzdłuż lini szczęki, połaskotał językiem kark nastolatka i zjechał jeszcze niżej. Jego pełne wargi spoczęły ponad sercem Youngjaea, gdzie pozostały na dłuższą chwilę.

- Kocham cię- wyszeptał w zarumienią skórę i ułożył głowę na piersi nastolatka, wsłuchując się w nieco przyśpieszone bicie serca.

- Ja też cię kocham, hyung- wymruczał Youngjae i wtulił nos w czarne jak noc włosy.

Był jeszcze młody i nieodświadczony. Właściwie, powinien skakać ze szczęścia, że Daehyun zaakceptował go w tak młodym wieku. Yongguk czekał jedenaście ludzkich lat, zanim choć odważył się spotkać z Junhongiem. Oczywiście, różnica między nim, a Zelo była znacząca. W końcu nawet w tak młodym wieku anioł był teorytycznie starszy od chłopaka, jednak większość dorosłych aniołów obawiała się ingerencji w życie partnera, zanim ten wykształcił w pełni osobisty światopogląd. Daehyun również był na początku mocno przewrażliwiony, ale Youngjae pokazał mu na kilka bardzo psotliwych sposobów, że był dojrzały bardziej, niż ten się spodziewał.

Również w tamtej chwili Youngjae nabrał ochoty na słowne przepychanki, ponieważ zdecydował się podzielić z partnerem spostrzeżeniem, które od jakiegoß czasu chodziło mu po głowie.

- Wiesz co, hyung? Twoje słowa bardzo wiele dla mnie znaczą, ale nie odziałują na moje ciało jak twój dotyk- stwierdził z pozornie niewinnym wyrazem twarzy.- Wole, jak grzejesz mi w nocy plecy i skrzydła, bo bardzo często zapominasz zamknąć okna. Poza tym, przez to, że masz tak złą pamięć, coraz częściej muszę słuchać wrzasków JongUpa i Himchana. Ich rodzaj zabawy, jak to określił Himchan, nieco odbiega od wyobrażenia, które wolałbym zachować w głowie...- stwierdził zdegustowany nastolatek, hamując śmiech, kiedy Daehyun spojrzał na niego zszokowany. 

Co mógł poradzić. Często zachowywał się jak dziecko, a prowokowanie partnera było jedną z jego ulubionych rozrywek. Jedyną, która stała wyżej na piedestale jego zabaw, było patrzenie na zbolałą minę Himchana, którego zawsze wszyscy opierniczali...

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 3



- Przepraszam!- wystękała Hyelin, próbując uwolnić się z uścisku Zelo.

- Masz szczęście, że za morderstwo z premedytacją grozi nawet dożywocie- syknął chłopak i zacieśnił chwyt ramion. Unieruchomił przyjaciółkę na wysokości pasa, przyciskając jej ręce płasko do boków i w bezlitosnych ruchach czochrał jej ciemne włosy.

Już rozumiał, co dziewczyna chciała osiągnąć. Bawiła się w cholerną swatkę. Musiał przyznać, że przez jej potstęp rzeczywiście zbliżyli się z Yonggukiem. Odrobinkę, ale jednak. Ich zamiłowanie do muzyki istotnie zapaliło iskrę sympatii między nimi, ale Lin nie musiała o tym wiedzieć. Tym bardziej, że Junhong nie liczył na nic więcej niż zwykłą znajomość.

- Zelo, no...- wyjęczała dziewczyna.- To był tylko drobny żart!

- Omal nie spaliłem się przez ciebie ze wstydu!

- No, właśnie. Omal- stwierdziła nastolatka i zacisnęła usta w wąską kreskę. Po kilkudziesięciu sekundach starań udało jej się uwolnić z uścisku przyjaciela, okrążyć niski stolik i użyć go jako bariery ochronnej. Junhong oparł na nim dłonie i dokładnie śledził wzrokiem każdy ruch Lin.

- Dlaczego?- wycedził.

- Jestem po prostu dobrą przyjaciółką- dziewczyna odgarnęła grzywkę z czoła.

- Chyba raczej przyjaciółką z piekła rodem.

- Jak zwał, tak zwał. Ważne, że osiągnęłam, co chciałam- powiedziała domyślnie Hyelin. 

Zelo wcale nie musiał jej się spowiadać. Jego rozanielony wyraz twarzy powiedział jej wszystko. Co prawda, jego uśmiech zamienił się w grymas irytacji, kiedy tylko Junhong dostrzegł przyjaciółkę przed bramą szkoły, ale nastolatka była z siebie bardzo dumna.

 Zwłaszcza, że zakończyła się dopiero pierwsza faza jej kilkunastoczęściowego planu.

- O co się znowu kłócicie, gołąbeczki?- Nancy weszła do klasy, skrzyżowała ramiona na piersi i przyjrzała nam się z ciekawością.

- O to, co zwykle. Hyelin jest podstępną żmiją- Zelo posłał przyjaciółce wściekłe spojrzenie, westchnął i usiadł po chwili na pobliskim krześle. Wyciągnął spod blatu ławki kilka zeszytów i zaczął skrobać w nich różne słowa i wzory. Lin przekręciła oczami, pokręciła głową i sama westchnęła.

Nagle do jej uszu dobiegł jakiś hałas. Wyjrzała przez rozsunięte lekko drzwi. Po jasnym, oświetlonym korytarzu przebiegło kilka piszczących nastolatek. W dużych oknach odbiły się podekscytowane twarze kilknunastu uczennic. Lin zmarszczyła brwi i wyszła z klasy. Podążyła wzrokiem za depczącymi sobie po piętach dziewczynami. Krzyczyały jakieś nieskładne, przepełnione euforią zdania.

- Co to za wrzawa?- spojrzała przez ramię na Nancy. Ta wzruszyła ramionami i usiadła na swoim miejscu w rogu pomieszczenia.

- Podobno ma się u nas uczyć jakaś wschodząca pseudo-gwiazdka.

- Znowu?- Lin uniosła kpiąco brew. Ich szkoła słynęła z popularnego profilu artystycznego.

Najbardziej popularne były: śpiew, taniec i aktorstwo. Sztuki plastyczne nie były, w mniemaniu tutejszych nastolatków, zbyt wyszukane, ale Hyelin cieszyła się wielkością swojej grupy. Liczyła tylko siedem osób, ale była za to bardzo zgrana i zajmowała się wszystkimi sprawami dekoracyjnymi w szkole. Muzyka i taniec, to co innego. Najlepsi nauczyciele śpiewu i choreografowie sprawiali, że Seolin Art High School miewało "ważnych" gości. Zazwyczaj byli to obiecujący trainee z kilku współpracujących wytwórni.

Takie wizyty było może krótkotrwałe, ale i tak budziły niesamowite zamieszanie. Zwłaszcza wśród rozentuzjazmowanych fanek.

- Kto tym razem?- Lin przekrzywiła głowę.

- Jakiś niedawny debiutant. Chyba... z GOT7?- Nancy nie wyrażała większego zainteresowania sprawą.

- To ci z JYP?- do rozmowy wtrącił się Zelo.

- Już nie masz na mnie focha?- Hyelin oparła się nonszalancko biodrem o ławkę przyjaciela. Junhong nawet na nią nie spojrzał.

- Więc, który z GOT7 zaszczyci nas swoją obecnością?- chłopak przekartkował zeszyt z matmy.

- Chyba maknae, ale nie jestem pewna- Nancy podparła podbródek na dłoni. Przerzuciła naturalnie jasne włosy przez ramię i zaczęła bawić się ich skręconymi końcówkami.

- Ciekawe, ile wytrzyma- jak już było wspomniane, wizyty idoli nie były nigdy zbyt długie. Ich wytwórnie zabierały ich ze szkoły, kiedy fanki stawały się zbyt uporczywe. Pod tym względem, Seolin Art High School nie miało zbyt dobrej opini.

- Nie wiem, ale mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Mam tylko nadzieję, że psychofanki nie dadzą nam za bardzo popalić- mruknęła Lin i zajęła swoje miejsce. Ostatnio cała ich klasa miała problemy przez wybryk kilku dziewczyn. Wolała, żeby sytuacja się nie powtórzyła, ponieważ chociaż jeden rok chciała zdać w spokoju...




- No, nie wierzę- warknęła Lin i spojrzała na zaczerwienioną twarz przyjaciela.- Przypomnij mi, ile my mamy lat?

- Osiemnaście*- odpowiedział jeden ze znajomych Zelo.

- Właśnie, do cholery! Osiemnaście!- dziewczyna przetarła ręką policzki i zaklęła. Jeszcze raz spojrzała na Junhonga i butelki stojące na stole. Miała chłopaka za odpowiedzialnego skurczybyka, ale jak widać, on był tylko skurczybykirm. Ale na serio? Sam obalił całą butelkę?- Co się stało?

- Zaczęliśmy gadać, wygłupiać się, a potem jakoś samo poszło- odppwiedział chłopak, którego Lin znała jedynie z widzenia. Sam wydawał się trzeźwy, więc dlaczego nieletni Zelo spał pijany na jego kanapie? I jak ona wyjaśni to Yonggukowi? I tak mu podpadła. Widząc Junhonga w takim stanie, chyba ją wyklnie i zapisze na egzorcyzmy.

- Co wyście sobie myśleli?! Nie zaraz, nie odpowiadaj- dziewczyna uniosła w górę dłoń, nie dając chłopakowi dojść do słowa.- Nie myśleliście i na tym właśnie polega problem! Jak myślisz, co powie jego opiekun, kiedy to wszystko zobaczy?

- Ale Yongguk-hyunh podobno jest w porządku...

- Dla Zelo, nie dla innych!- krzyknęła nastolatka i z trudem powstrzymała się przed przywaleniem lekko zmartwionej twarzy. Co jej da jego poczucie winy, skoro i tak niedługo zginie?

Lin zacisnęła zęby i odetchnęła, próbując się uspokoić. Przeczesała ręką włosy i jeszcze raz ogarnęła wzrokiem pobojowisko w salonie. Pokręciła głową. To była przesada. Sama robiła różne rzeczy, ale nigdy nie tak bardzo nieodpowiedzialne.

- Gdzie są jego rzeczy?- znów odetchnęła i skinęła na śpiącego Zelo. 

Jego znajomy rozejrzał się dookoła i po kilku minutach podał mu czarny plecak i męską bluzę. Hyelin przeszukała kieszenie swetra i kolejny już raz w tyn tygodniu ujęła w dłoń telefon przyjaciela. Wybrała numer i po chwili wahania rozpoczęła połączenie. Yongguk odebrał po zaledwie sygnale, a Lin wyjaśniła mu zaistniałą sytuację. Oczywiście, nasłuchała się krzyków i wstępnego kazania. Tak, jeśli do tej pory student w miarę ją tolerował, teraz raczej w jego oczach było kompletną idiotką i wiedźmą. Mimo tego, podała mu aderes i posłała niemal nienawistne spojrzenie kumplowi Zelo.

Zajęła się ubieraniem przyjaciela i spróbowała postawić go na nogi. Chłopak był jednak zbyt pijany, żeby choćby zareagować na nerwowe szaepnięcia.

- Mam nadzieję, że chociaż będziesz miał kaca wielkości twojego ego- mruknęła Lin i podciągnęła nastolatka do siadu. Wtedy Zelo uchylił lekko powieki i spojrzał na nią niepezytomnie.

- Ach~~ Lin, to ty- powiedział przeciągle i oparł podbródek na ramieniu dziewczyny.

- Wstawaj, idioto- Hyelin wstała, ciągnąc za sobą ciało przyjaciela. Ledwo ustała pod jego ciężarem.- Pomóż mi zaprowadzić go na dwór!- syknęła w stronę oniemiałego chłopaka.- Lepiej, żeby Yongguk nie widził tego bajzlu. Wtedy może przeżyjesz- stwierdziła.

Udało im się wyprowadzić Junhonga na podjazd, chociaż nie było to łatwe zadanie. Noc była chłodna, a Lin wyjątkowo zmęczona. Jej nogi drżały z wysiłku, kiedy samochód Yongguka zatrzymał się z piskiem przy krawężniku.  Hyelin przygotowała się na konfrontację, kiedy student nerwoeym ruchem zatrzasnął drzwi i zbliżył się do nich. Złość była idealnie widoczna na jego twarzy i Lin podejrzewała, że tym razem nie próbował jej nawet ukrywać. Zlustrował Zelo od stóp do głów.

- Tym razem nic nie zrobiłam- powiedziała cicho dziewczyna, zanim Yongguk zdążył się odezwać. Pewnie i tak jej nie uwierzy. W ciągu ostatnich kilku dni doszło między nimi do kilku interesujących incydentów i Hyelin podejrzewała, że student uwaźał ją za wcielenie zła.

Zelo zamruczał coś i lekko zakołysał. Lin podążyła za jego ruchem i oboje runęli prawie na ziemię. W ostatniej chwili Yongguk podtrzymał niemal bezwładne ciało nastolatka i rzucając i dziewczynie, i znajomemu Junhonga piorunujące spojrzenie, bez słowa zaprowadził pijanego chłopaka do samochodu Posadził go ostrożnie na tylnym siedzeniu i zapiął pas bezpieczeństwa.

Junhong poruszył się niespokojnie i nie zdając sobie z tego sprawy, chwycił nadgarstek studenta. Ułożył się wygodniej na chłodnej tapicerce i oparł głowę na przedramieniu starszego. Uśmiechnął się błogo, zamlaskał jak dziecko i na powrót zapadł w spokojny sen.
Yongguk odchrząknął, zdając sobie sprawę, że przygląda mu się dwójka nastolatków. Uwolnił się z nadzwyczaj silnego uścisku i zamknął drzwi. Obszedł samochód dookoła i usiadł na miejscu kierowcy. Kątem oka spojrzał na przyjaciółkę Junhonga i przekręcił kluczyk w stacyjce. Auto zeskoczyło z krawężnika i wąską drogą pojechało w stronę centrum miasta.

Lin westchnęła, patrząc, jak błękit znika za zakrętem. Jeśli miała jakąkolwiek nadzieję, że Yongguk choć trochę ją polubi, teraz ta nadzieja bezpowrotnie umarła...




Yongguk ułożył Zelo na łóżku. Przyglądał się spokojnej twarzy chłopaka i bił się z myślami. Z jednej strony, był zdegustowany. Nie wiedział jednak, czy samym faktem, że nastolatek upił się na umór, czy tym, że zrobił to będąc nieletnim dzieciakiem. Z druguej strony, zarumienia twarz, pogrążona w błogim śnie wydała mu się niezwykle kusząca.

Student oparł rękę na białym materacu i nachylił się nad Junhongiem. Odgarnął blond loki z ciepłego czoła i przejechał opuszkami palców po miękkiej skórze. Zelo zamruczał i wtulił policzek w dużą dłoń. Nastolatek westchnął przez sen, a Yongguk nachylił się nad szczupłą postacią. Zbliżył usta do ust chłopaka i odetchnął głęboko. Poczuł zapach alkoholu i niemal natychmiast otrzeźwiał.

Przymknął powieki i usiadł na podłodze, opierając się plecami o drewnianą ramę łóżka. Prawie się zapomniał.

- Yongguk...- usłyszał zachrypnięty głos. Student stężał momentalnie, nie przejmując się wyraźnym brakiem szacunku. Yongguk spojrzał przez ramię, bojąc się, że chłopak się obudził i dostrzegł zachowanie starszego. Jednak ten wciąż spał.

- Zelo?- wyszeptał student.

- Hyung...- Junhong przekręcił się na bok i wtulił twarz w beżową poduszkę. Yongguk zamrugał zdziwiony. Chłopak śnił... o nim? Nie, musiał się przesłyszeć. 
Yongguk spoglądał jeszcze przez chwilę na nastolatka. Po kilku minutach podniósł się z podłogi i wyszedł z sypialni.




- Coś ty sobie wyobrażał, debilu?!- warknęła Lin i trzepnęła Zelo po głowie, która wciąż pulsowała niedawnym kacem. Chłopak jęknął i nie przejmując się krzykami przyjaciółki, ułożył się na trawie.- Czyś ty już całkiem zgłupiał?!

- Lin, daj se na wstrzymanie- wystękał Junhong.

- Nie! Wiesz, jaki dostałam przez ciebie opierdziel?!

- Lin, błagam...- Zelo odetchnął, próbując zignorować dzwonienie w uszach.

- Ty błagasz? Ty błagasz?! Jak z tobą skończę, dopiero zaczniesz błagać...- jej tyradę przerwał pisk. Hyelin i Zelo aż podskoczyli z zaskoczenia. Dziewczyna wyjrzała zza krzaków, po to żeby zobaczyć tłum podekscytowanych nastolatek, kręcących się koło bramy szkoły.

- Co tam się dzieje?

- Bo ja wiem...- Lin wstała z ziemii i skupiła wzrok na samym centrum zamieszania.

Przy niskim krawężniku zaparkowany stał ciemny van. W momencie, w którym dziewczyna zwróciła na niego uwagę, jedne z drzwi otworzyły się i od strony kierowcy wysiadł mężczyzna w średnim wieku. Obszedł samochód dookoła i próbując zyskać trochę przestrzeni pomiędzy małolatami, otworzył jedne z tylnych drzwi.

Kiedy wysoki nastolatek w szkolnym bezrękawniku, białej koszuli i zarzuconej na ramiona bluzie stanął na chodniku, uczennice zaczęły wrzeszczeć tak głośno, że niewiele brakowało, aby Lin pękły bębenki.

- Chyba zjawiła się nasza gwiazdka- mruknęła dziewczyna, zapominając o wybryku Junhonga. Była zbyt zajęta kontemlowaniem białego uśmiechu, aby dłużej wściekać się na przyjaciela.

Hyelin znała GOT7. Nawet lubiła ich piosenki, ale była na tyle rozsądna, żeby nie rzucać sję w wir ślepej obsesji fanek. Poza tym, i tak nie miała na tyle odwagi, żeby choćby zbliżyć się do jakiegokolwiek z poprzednich gości Seolin Art High School. O GOT7, jej troche ulubionym zespole nawet nie było mowy.

- Będzie ciekawie...- mruknęła dziewczyna i uniosła kpiąco brwi. Oj, najnowszy nabytek ich szkoły nie będzie miał łatwo...

poniedziałek, 2 marca 2015

Yongguk X Zelo(1)



Odetchnął głęboko, kiedy rześkie powietrze poruszyło liściami wysokiego drzewa. Zielona korona zasłaniała mocne promienie Słońca, tworząc na jego skórze ciemne mroczki. Wiosna wkraczała właśnie w okres kompletnego rozkwitu i wszystko dookoła było na to dowodem. Stworzenia zamieszkujące Górę Aniołów były pełne życia. Koniki polne wraz z ptakami wyśpiewywały swoje kompzycje, kwiaty muskały jego skórę kolorwymi płatkami, a trawy poruszały się w spokojnym, harmonijnym tańcu.

Dopełnieniem perfekcji wiosennego obrazu były wznoszące się pomiędzy chmurami majestatyczne istoty- dowód na istnienie równoległego, nadnaturalnego świata, o którego egzystencji nie widziedział do niedawna nikt. Właściwie, nie był pewny, czy sześćdziesiąt lat możnaby zdefiniować słowem "niedawno", ponieważ dla przeciętnego człowieka było to niemal całe życie. Jednak świat istaniał od milionów lat, więc jeśli popatrzeć na to z perspektywy Błękitnej Planety, były to jedynie sekundy- od takie pstryknięcie palcem.

Zelo westchnął przeciągle, kiedy poczuł.na dłoni delikatne muśnięcie. Prawie nie zauważył, kiedy jego własna definiecja szczęścia przysiadła obok, tworząc dodatkowy cień. Wzniósł rękę, aby całkowicie uchronić oczy od prześwitującego przez zieloną chmurę światła i uchylił powieki. Pierwszym, co ujrzał były fale błękitno-białych piór, które przylegały ściśle do umięśnionych, masywnych skrzydeł. Delikatny puch mienił się złotem na krawędziach, przypominając aksamit obszyty ozdobną nitką. Miał wiele takich piór, ponieważ, w jego mniemaniu, były one swoistą formą sztuki wytworzoną przez sam los.

- Lepiej się już czujesz?- usłyszał cichy baryton.

- Mhm...- zamruczał i odwrócił się na bok. Świeże powietrze uśmierzyło nieco ból głowy i mdłości, a przygotowane wcześniej owoce uspokoiły jego niesforny żołądek.- Skończyliście?- zapytał lekko schrypniętym głosem i wplótł palce w miękki puch. Miejsce, którego dotknął zadrżało lekko, jednak nie potrafił powstrzymać się przed jego pieszczeniem.

- Tak- istota siedząca obok niego uśmiechnęła się lekko, a Zelo poczuł motylki w brzuchu, patrząc na pełne, rozciagnięte wargi i błyszczące czekoladowym brązem oczy. Przmknął na powrót powieki, ponieważ patrzenie na tak pięknego mężczyznę przypominało mu o niedoskonałości, jaką był. Człowiek w żadnym aspekcie swojego istnienia nie mógł konkurować z aniołem.- Odprowadzić cię do domu?

- Chce jeszcze zostać...- Zelo uniósł lekko głowę i oparł ją na szczupłym udzie. Od razu poczuł dotyk na policzku i we włosach.

- Yongguk- usłyszał inny głos. Nie musiał otwierać oczu, ponieważ doskonale wiedział, do kogo należał.

- Tak, Jieun?- kobieta zawisła kilka metrów nad nimi, a jej poruszające się skrzydła wzmogły chłodny wiatr. Junhong musiał się powstrzymać, aby nie powiedzieć jej, żeby szybko zostawiła jego samego i... jego anioła. Kolejna cecha różniąca ludzi od posłañców boskich. Zazdrość.

- Daehyun prosi, abyś zjawił się u niego, kiedy tylko twój podopieczny wróci do domu- Jieun stanęła pewnie na ziemi. Żaden mięśnień w ciele Zelo nie drgnął, mimo, że poczuł się mocno dotknięty. Nie był podopiecznym Yongguka. Był jego partnerem.

- Zjawię się u niego zaraz po zmroku- obiecał anioł. Jieun kiwnęła tylko głową i wzbiła się na powrót w powietrze. Kiedy miał pewność, że kobieta tego nie zobaczy, Junhong podniósł się do siadu i oparł plecami o ciemną korę.

Yongguk był z natury dobrą istotą. Oczywistym było, że nie popełniłby grzechu, jakim była zdrada, jednak długie, falujące włosy Jieun, jej idealna sylwetka, a nawet sposób poruszania się poddawały w wątpliwość pewność siebie Zelo. Oczywiście, anioł nieustannie deklarował mu swoją miłość, jednak bez symbolu partnerstwa dla innych jego uczucie było jedynie pustymi słowami. Dla chłopaka było oczywiście sensem życia, jednak co tu dużo mówić, bał się go stracić i tyle.

Rozumiał wątpliwości Yongguka dotyczące zawarcia partnerstwa. Ceremonia była podobno bolesna i zwyczajnie nie chciał, aby Zelo cierpiał. Jednak kiedy nastolatek widział pożądliwe spojrzenia rzucane w kierunku jego ukochanego, zwyczajnie bolał go brak potwierdzenia ich więzi. Był to duchowy ból, z którym coraz ciężej sobie radził.

- Nie jest dla ciebie konkurencją- powiedział domyślnie anioł i splótł palce z palcami nastolatka.

- Ja to wiem, ale pytanie, czy ona o tym wie- mruknął Zelo i wydął zabawnie wargę. Yongguk zaśmiał się cicho i rozczochrał młodszemu włosy.

- Wierz mi, wszyscy dookoła wiedzą, że jesteś jedyną istotą, która zajmuje stałe miejsce w moim sercu- zapewnił anioł i trącił skrzydłem ramię chłopaka.

- Ale nie możesz zaprzeczyć, że ona sama liczyła bardzo długo na coś więcej- stwierdził nastolatek. Anioł westchnął.

- Niestety nie mogę zaprzeczyć.

- Wasza szczerość jest czasem naprawdę denerwująca- dąsał się Zelo.

- Junhong, to tylko przyjaciółka.

- A jednak dałeś tej przyjaciółce dotknąć swoich skrzydeł.

- Byliśmy młodzi. Nie wiedziałem wtedy, ile jedno takie dotknięcie znaczyło- chłopak zagryzł solną wargę. Kolejny powód do zazdrości.

Jieun znała Yongguka dłużej niż on. Nie mógł mieć do anioła pretensji, ponieważ setki lat temu mężczyzna nie mógł wiedzieć, że w dwudziestym pierwszym wieku znajdzie tak przewrażliwionego partnera. A jednak, Zelo nie mógł powstrzymać rozgoryczenia. W świecie aniołów dotknięcie czyiś skrzydeł równało się ze zbliżenien kochanów w ludzkim świecie. Było to doświadczenie bardzo intymne i mimo, iż muskanie miękkich piór stało się dla Junhonga niemal rytuałem, nie mógł znieść myśli, że biały puch nosił na sobie ślad dotyku kogoś innego.

- Junhong- Yongguk ujął twarz partnera w dłonie i gładził kciukami ciepłe policzki.- Od tamtego momentu jesteś jedyną osobą, której dałem się choć zbliżyć do moich skrzydeł. Jesteś jedyny w moim życiu i już zawsze tak będzie- mężczyzna wpatrywał się uważnie w oczy chłopaka. Jego ciepłe, czekoladowe tenczówki sprawiły, że nastolatek roztopił się pod wpływem ich głębi.

Zelo westchnął i oparł czoło na nagim ramieniu.

- Wiem i przepraszam- wyszeptał. Na usta Yongguka znów wypłynął uśmiech. Anioł odgarnął kilka zbłąkanych kosmyków i złożył delikatny pocałunek na czubku głowy Zelo.

- Nic nie szkodzi- mężczyzna przytulił nastolatka, a jego plecy osłonił skrzydłami. Chłopak nigdy tego nie przyznał, ale anioł wiedział, że ten czuł się bezpiecznie i komfortowo w otoczeniu ciepłych piór. Yonggukowi nie przeszkadzała taka bliskość, ponieważ jemu również sprawiała przyjemność.- Zabiorę cię do domu.

- Dobrze- Zelo kiwnął głową i mocno objął anioła za szyję. Poczuł, jak uścisk mężczyzny stał się pewniejszy, kiedy obydwaj wzbili się nagle w powietrze.

Junhong zacisnął zęby i zamknął szczelnie oczy, ponieważ wysokość, na której się znaleźli przyprawiała go zwyczajnie o lęk. Wiedział, że Yongguk nigdy nie wypuściłby go z ramion, jednak mózg człowieka działał w oczywisty sposób. Bał się tego, czego nie rozumiał, a Zelo wciąż nie pojmował, jak to możliwe, że pokochała go tak idealna istota...

~*~*~

- Nigdy się do tego nie przyzwyczaje- mruknął Junhong, kiedy Yongguk postawił go ostrożnie na trawie.- Nigdy więcej tak nie rób- rozkazał niemal chłopak, mając na myśli nagły manewr anioła, od którego biedne, ludzkie serce omal nie umarło na zawał.

- Wybacz mi- mężczyzna ucałował chłodne od wiatru czoło i uśmiechnął się przepraszająco.

- Przestań tak na mnie patrzeć, bo nie mogę się przez to na ciebie gniewać- Zelo odsunął się nieznacznie od szerokiej klatki piersiowej i zmarszczył brwi.

- Później ci to wynagrodze- obiecał anioł i musnął zaczerwieniony policzek, zanim wzbił się w górę i podleciał do kilku ze swoich towarzyszy.

Junhong westchnął i przysiadł powoli nad brzegiem strumienia. Przez pewien czas przypatrywał się, jak jego partner pikował w powietrzu i ćwiczył swoją zwinność, zanim jego uwagę odciągnęło drobne poruszenie tuż obok. Kątem oka spojrzał na skrzydła w kolorze herbacianych róż i kiwnął na przywitanie głową nowoprzybyłemu aniołowi.

- Że też ci się to nie nudzi- Himchan usiadł na jednym z kamieni i podążył za wzrokiem nastolatka. Ten wzruszył ramionami i odpowiedział:

- Jest piękny- stwierdził, przypatrując się, jak Yongguk uniknął sprawnie ciosu, wymierzonego mu przez Jongupa.- Czemu do nich nie dołączysz, hyung?

- Nie pasjonuję się ćwiczeniami fizycznymi tak, jak oni- Himchan zmarszczył zabawnie brwi. Prawda była taka, że mężczyzna zwyczajnie nie był zbyt sprawny.

- Mimo tego, że twój partner ćwiczy niemal nieustannie?

- Jongup jest jeszcze dzieckiem, które po prostu lubi się bawić- po tych słowach między nimi zapanowała chwila ciszy.

- Hyung, mogę zadać ci pytanie?- odezwał się nagle Zelo i przygryzł wargę.

- Hmm?- Junhong przełknął i dopiero po kilkunastu sekundach zebrał się na odwagę.

- Na czym polega ceremonia partnerstwa?- Himchan zamrugał i spojrzał najpierw na nastolatka, a potem na nieco niewyraźną postać Yongguka.

- Nie wydaje mi się, abym był odpowiednią osobą do tego typu rozmów- powiedział po chwili.

- Hyung, proszę- Zelo spojrzał starszemu prosto w oczy.- Yongguk-hyung nie chce mi nic powiedzieć.

- Widać ma ku temu powód.

- Hyung, proszę- chłopak przeciągnął wyraźnie swoje błaganie. Himchan westchnął i ścisnął palcami nasadę nosa. Całe szczęście, że anioły nie mogły zabijać inaczej Yongguk osobiście mógłby skończyć jego życie.

- Jak daleko zaszliście w waszej bliskości?- zapytał starszy, ostrożnie dobierając słowa. Junhong zmarszczył brwi.

- Masz na myśli dotyk?- Himchan przytaknął.- Yongguk-hyung zazwyczaj trzyma mnie za rękę, albo przytula. Czasem mnie pocałuje, ale robi to rzadziej- anioł jęknął w duchu. To wiele wyjaśniało, a także udowodniło mu, że stąpał po ciękim lodzie. Dzieciak był niewinniejszy niż możnaby się spodziewać. Chociaż z drugiej strony, Yongguk był tak przewrażliwiony na jego punkcie, że panikował nawet wtedy, kiedy chłopaka zwyczajnie rozbolał brzuch. Nie było więc mowy o ceremoni partnerstwa, ponieważ ta była dużo boleśniejsza.

- Chyba jednak powinieneś porozmawiać o tym z Yonggukiem- Himchan spróbował się wycofać, jednak wrodzona ciekawość dzieciaka sprawnie mu to uniemożliwiła.

- Hyung, proszę- powtórzył Zelo. Himchan westchnął ciężko i gdyby mógł, przeklnąłby wielkie oczy nastolatka i sposób w jaki ten wydymał wargę.

- Ceremonia partnerstwa opiera się na cielesnej bliskości- anioł poddał się.

- A dokładnie?

- Co robi zakochana w sobie dwójka ludzi?- Himchan spróbował naprowadzić chłopaka na wyjaśnienie tak, żeby sam nie musiał mówić o wszystkich aspektach anielskiej więzi. Jednak chłopak nie zrozumial podpowiedzi.- No to inaczej. Skąd się wziąłeś?- Junhong wciąż nie rozumiał. Himchan jęknął cierpiętniczo.- Nie każ mi opowiadać ci tej beznadziejnej, ludzkiej teorii, dotyczącej pszczółek i kwiatuszków!

- Chcesz powiedzieć, że będziemy musieli...- Zelo w końcu zrozumiał. Otworzył szeroko oczy i rozdziawił usta.

- Bingo kolego. Dziesięć punktów dla tego pana- Himchan zaklaskał w dłonie, wiedząc, że jego kpiący ton nie pomagał chłopakowi. Nie mógł się jednak powstrzymać przed lekkim podręczeniem nastolatka. Kiedy jednak w oczach chłopaka zaczęła rodzić się obawa, Himchan zrozumiał, że przez jego słowa Zelo zaczął obawiać się zbliżenia z Yonggukiem.- Junhong- anioł położył dłoń na ramieniu chłopaka.- Yongguk nie bez powodu odwleka ceremonię partnerstwa. Nie chce niczego na tobie wymuszać. Poza tym, nie chce sprawić ci bólu.

- Ale on niczego nie wymusza- wykrztusił nastolatek zachrypniętym nagle głosem. Jego policzki poczerwieniały, kiedy zaczął sobie wyobrażać, jak taka ceremonia wyglądała.

- A jednak się boisz- stwierdził anioł. Chłopal nie zaprzeczył.- Ty naprawdę nigdy nie domyśliłeś się, że chodzi o tego typu bliskość?- Zelo pokręcił głową.

Wyobrażał sobie różne rzeczy, ale nigdy takie. W życiu nie przyszłoby mu do głowy, że te delikatne pieszczoty, jakimi obdarzał go partner doprowadziłyby w końcu do prawdziwego zbliżenia. Oczywiście, czasem wyobrażał sobie siebie i Yongguka w... różnych sytuacjach, ale były to tylko fantazje. Zelo nie spodziewał się, że mogłyby się ziścić...

~*~*~

Kilka dni po rozmowie z Himchanem, Zelo wciąż myślał o słowach anioła. Nie potrafił wyrzuć z pamięci obrazów, jakie podsówała mu wyobraźnia. Często był przez to nieobecny myślami, co nie umlnęło uwadze Yongguka.

Pewnego wieczora, kiedy Junhong spędzał noc w jednej z wierz, którą zamieszkiwał jego partner, anioł położył się koło chłopaka i zaczął delikatnie gładzić go po plecach. Długo leżeli przytuleni, zanim mężczyzna zapytał nastolatka, czy wszystko z nim w porządku. Chłopak nie odpowiedział. Zamiast tego zadał nieco tajemnicze pytanie:

- Hyung, mógłbyś coś dla mnie zrobić?- Zelo ukrył twarz w ciepłych piórach.

- Oczywiście- anioł uśmiechnął się lekko i wplótł palce w rozczochrane włosy. Junhong przełknął i zanim zebrał się na odwagę, jego policzki przybrały odcień niemal krwistej czerwieni.

Zamiast powiedzieć cokolwiek więcej, nastolatek uniósł się na łokciu i złożył na pełnych wargach nieśmiały pocałunek. Yongguk nie odpowiedział na nagły gest od razu, jednak po chwili przygarnął do siebie szczuplejsze ciało. Przytulił Zelo tak, że ten niemal leżał na nim i naparł mocniej na niepewne wargi. Muskał je lekko, co jakiś czas przygryzając jedną z nich, żeby po chwili załagodzić ruch językiem. Junhong jęknął i podjął ostateczną decyzję.

Bał się. W jego kilkudniowych rozmyślaniach dominował strach. Jednak do jego świadomości zaczął docierać fakt, że anioł nigdy by go nie skrzywdził. Nieraz udowodnił mu to, nie robiąc nieczego na co nie otrzymałby wyraźnego przyzwolenia. Yongguk go kochał, a on kochał Yongguka. Musiał mieć pewność, że wszyscy inni również o tym wiedzieli, a jeśli zbliżenie cielesne było na to jedynym sposobem, gotów był na nawet największy ból.

Zbierając się na odwagę, Junhong przejechał opuszkami palców po umięśnionym, gładkim brzuchu. Dobrze, że skrzydła nie pozawalały aniołom na zbyt częste noszenie górnych części garderoby, inaczej Zelo byłby jeszcze bardziej skrępowany faktem, że musiałby wpierw partnera rozebrać. Chłopak zbliżył powoli zimne ze zdenerwowania palce do lini ciemnych jeansów i rozpiął szybko guzik, zanim Yongguk zdążyłby go powstrzymać. Tak, jak chłopak się spodziewał, jego ręka została niemal natychmiast unieruchomiona.

- Co robisz, Junhong?- anioł zmarszczył brwi, próbując zmusić chłopaka, aby ten spojrzał mu w oczy.

- A na co to wygląda?- Zelo ukrył twarz na szerokiej klatce piersiowej.

- Na rzeczy, których nie powinniśmy robić- mężczyzna spróbował zepchnąć z siebie nastolatka tak, aby ten znów leżał na swojej połowie łóżka. Zdala od niego i jego skrzydeł, które wbrew woli błagały o dotyk szczupłych palców.

- Hyung- Zelo przełknął.- Kochasz mnie?

- Oczywiście!

- Więc proszę, zrób to- wyszeptał nastolatek. Yongguk zastygł bez ruchu. Ciszę w pokoju zakłócał jedynie przyśpieszony oddech nastolatka i bijące szaleńczo serce, które anioł doskonale słyszał ze swoim nadmiernie rozwiniętym słuchem.

- Boisz się- to nie było pytanie. Po chwili wahania nastolatek przytaknął.

- To prawda. Jednak wiem, że mnie kochasz i że nigdy byś mnie nie skrzywidził. Jestem przygotowany na ból.

- Junhong, nie- anioł znów spróbował zepchnąć z siebie chłopaka.

- Hyung, proszę- wyszeptał błagalnie Zelo.- Kochasz mnie i ja kocham ciebie. Jednak odnoszę czasem wrażenie, że inni o tym nie wiedzą. Jestem tylko człowiekiem. Nie mogę się nawet przyrównywać do waszej rasy. Nie mam pięknych skrzydeł, nadprzyrodzonych mocy i pozycji- chłopak uniósł się na łokciach, a jego oczy były niepokojąco zaszklone.

- Junhong- twarz Yongguka zmiękła. Anioł pogładził Zelo po policzku.- Nie zakochałem się w tobie, dlatego że chciałem, abyś był taki jak my. Kocham cię bo jesteś człowiekiem. Bo dzięki tobie mogę zaznać odrobiny człowieczeństwa, którego zawsze pragnąłem- mężczyzna usiadł i oplótł drobniejsze ciało ramionami. Przysłonił je również skrzydłami, ponieważ wiedział, że nastolatek potrzebował ciepła, które mogły ofiarować.- Jesteś darem, którego zawsze pragnąłem, ale nie oczekiwałem, że będzie tak niezwykły w swojej odmienności. Nie chcę, żebyś żałował, że zbliżyliśmy się do tego stopnia, ponieważ po tym twoje życie się zmieni. Nie będziesz już normalnym człowiekiem.

- A co, jeśli powiem, że mi to nie przeszkadza?- Zelo spojrzał w czekoladowe oczy.

- Jeśli to powiesz, nie będę się w stanie dłużej powstrzymywać.

- Więc nie powstrzymuj się- wyszeptał chłopak i ponownie złączył ich wargi w pocałunku, który obok delikatności i uczucia, był również przepełniony pasją i porządaniem.

Tak, jak powiedział, Yongguk nie powstrzymał się już od dotykania partnera w sposób, o jakim mógł do tej pory jedynie fantazjować. Jego palce utraciły dotychczasowe dozy nadmiernej delikatności, wywołując w ciele chłopaka odczucia, których nigdy wcześniej nie doświadczył. Lekkie muśnięcia zmienily się w natarczywe pieszczoty, będące zapowiedzią punktu kulminacyjnego, który zepchnął go z krawędzi, osłabiając nieco to, przed czym Yongguk chciał go ochronić.

Spodziewał się bólu, jednak nie takiego. Nigdy jeszcze nie odczuwał takiego cierpienia. Chciał nawet poprosić partnera, aby ten przerwał, jednak jego kojący głos, zatroskane oczy i schronienie, jakie wytworzył nad nimi za pomocą skrzydeł, sprawiły, że zaczął odczuwać duchową przyjemność. W jego sercu narosło przyjemne ciepło, które wzmagane delikatnymi na powrót pocałunkami, przyćmiło nieco dyskomfort. Junhong skupił się na samej obecności Yongguka, na miękkości skrzydeł, w które wplótł palce, a także na ustach, które sprawiały, że wszystko poza nimi przestało się liczyć.

Zrozumiał, że w tamtym momencie został trwale połączony z aniołem. Nie żałował tego. Nawet pomimo bólu, który jakiś czas po ich zbliżeniu wciąż oplatał jego ciało. Rekompensowały mu to place partnera, które kreśliły bliżej nieokreślone wzory na jego placach, jak również usta, które muskały co jakiś czas nasadę jego szyi.

- Rozumiem już, dlaczego tak długo zwlekałeś- mruknął Junhong, kiedy pulsujący ból przypomniał mu o tym, do czego między nimi doszło.

- Przepraszam- wyszeptał Yongguk, przykrywając chłopaka skrzydłem.

- Ja również. Chyba nie byłem zbyt delikatny dla twoich piór- stwierdził cicho nastolatek, patrząc na biały puch, który zamiast na plecach anioła, leżał teraz na pościeli i podłodze. Mężczyzna zaśmiał się i ucałował smukłą linię kręgosłupa.

- Wierz mi, ja i moje skrzydła jesteśmy w pełni usatysfakcjonowni- Zelo odwrócił głowę w stronę partnera, leżąc wciąż wygodnie na brzuchu.

- To dobrze bo wydaje mi się, że dzisiejszej nocy powiedzenie "znalazłem się w siódmym niebie" nabrało nowego, w miarę dosłownego znaczenia- chłopak zachichotał cicho i oparł policzek na przedraminiu partnera. Yongguk westchnął radośnie i przygarnął nastolatka do piersi. Wtulił twarz w jego włosy i przymknął powieki.

- Idź spać. Musisz być zmęczony- Zelo przytaknął i ułożył się tak, że niemal cały przykryty był jednym z masywnych skrzydeł. Zanim zasnął, wplótł palce w nieznacznie przerzedzone pióra i doszedł do wniosku, że jeślli kiedyś myślał, że przytulanie się do misia było przyjemne, teraz mógł zaznać przyjemności na znacznie wyższym poziomie.- A zapomniałbym- usłyszał jeszcze.

- Mhmm...- wymruczał ledwo przytomnie Zelo.

- Jeśli spotkasz jutro Hinchana przede mną, powiedz mu, żeby lepiej nie pokazywał mi się na oczy...